Wiecie, nie jestem wielkim entuzjastą siłowni. Ćwiczę, aby nie mieć zadyszki wchodząc na drugie piętro. Lub też, żeby móc dobiec na uciekający autobus. I to przetrwać. Po prostu, aby jakoś tam sobie zdrowo żyć. Jestem też tak usytuowany, że w linii prostej mam mieszkanie, później McDonald’s, a następnie siłownię. To po środku kusi… Idąc i wracając z siłowni. Burger Drwala - mimo wszystko - lepiej smakuje po aktywności.
Dlatego ćwiczę.
Siłownia to też – wbrew pozorom – dobre miejsce na znalezienie inspiracji. W tym miejscu można dostrzec i poznać ciekawych ludzi (bez ironii), posłuchać interesujących podcastów lub po prostu zaobserwować pewne zachowania. Mamy początek stycznia – możecie się spodziewać, co dzieje się w tym miejscu. Oblężenie powstałe wskutek postanowień noworocznych. Sporo stanowisk zajętych. I to w dni, które nie cieszą się dobrą frekwencją. Na dobrze, to może basen i sauna? Otóż, jeśli szukacie tam spokoju i ukojenia, to również nie jest to miejsce.
Nie zrozumcie tych słów jako malkontenctwo. To nie o to w tym chodzi. Nie ma nic złego, że ktoś potrzebuje bodźca w postaci nowego roku, nowego miesiąca czy poniedziałku. Próba zmiany, nieważne jak długo będzie trwała, jest dobra. Nowy rok daje też pewną presję czasu. Uciekającego czasu…
Chodzi w tym wszystkim o wytrwałość w postanowieniach noworocznych. Życzę tym wszystkim osobom, by jak najdłużej chodziły na ten basen i siłownię. Aby nie było tak, jak przewidują złośliwi, że w marcu tych wszystkich ludzi, albo większości z nich, nie będzie. Pamiętajcie jednak, że ze zmianami jest tak, jak to świetnie ujął Maciej Rajk:
𝑊𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑖𝑚, 𝑘𝑡𝑜́𝑟𝑧𝑦 𝑐𝑧𝑢𝑗𝑎̨, 𝑧̇𝑒 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑢𝑗𝑎̨ 𝑧𝑚𝑖𝑎𝑛𝑦. 𝑇𝑒𝑟𝑎𝑧.
Czyli w dowolnym momencie w roku… Jeśli w styczniu się nie uda, w inne dni również można śmiało próbować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz