Tydzień wyborów

Wybory już w niedzielę. Czuję się źle ze sobą, bo muszę zgodzić się z Aleksandrem Kwaśniewskim, który stwierdził, że była to najgorsza kampania wyborcza, jaką mieliśmy za naszego życia. Można odnieść wrażenie, że w polskiej polityce nie chodzi już o nic. Oprócz – oczywiście – tego, aby odsunąć tego lub tamtego od władzy i zastąpić ich swoimi ludźmi. 


Wiem, polityka jest bardzo ważna w naszym życiu. Decyzje polityczne kształtują naszą osobistą rzeczywistość. Problem polega jednak na tym, że dziś – wskutek polaryzacji społeczeństwa – wszystko musi być POLITYCZNE, co w końcowym rozrachunku wygląda bardziej absurdalnie niż poważnie. Wybucha afera "Pandora Gate" związana z środowiskiem youtuberów? Wina Kaczyńskiego. Granie na życiu seksualnym Polaków? Proszę bardzo! "Zaburzenia erekcji, pochwica i brak przyjemności z seksu na różne sposoby wiążą się z rządami PiS" - to tytuł artykułu Gazety Wyborczej. Spłonie hala z odpadami w Zielonej Górze albo białoruskie śmigłowce zahaczą o polską granicę - już za chwilę wiadomo, że to kompletna wina PiS-u. W drugą stronę oczywiście działa ten mechanizm identycznie. 


I to jest właśnie największa bolączka tej kampanii. Politycy skupiają się na szukaniu winnych, a nie szukaniu rozwiązań. Merytoryka straciła na znaczeniu na rzecz emocji. Przez karykaturalne zrzucanie winy za wszystko na partię rządzącą, na margines schodzą tematy ważne, co może jej dać kolejną kadencję. PIS od zawsze słynął z niezbyt wygórowanej kultury politycznej, ale na przykładzie tej kampanii można odnieść wrażenie, że uczeń przerósł mistrza. Nie jest przypadkiem, że Koalicja Obywatelska "posługuje się" takimi postaciami jak: Giertych, Kołodziejczak czy Lis. Po drugiej stronie mamy natomiast Bąkiewicza, Kowalskiego czy Mejzę. Zarządzający tymi stronnictwami zdali sobie sprawę, że radykalny przekaz trafia na podatny grunt w społeczeństwie. 


- Jeżeli chodzi o osoby jak Kołodziejczak czy Łukasz Mejza albo Robert Bąkiewicz – to są postacie kontrowersyjne na listach, które właściwie nie wiadomo, czemu służą. Jak to jedna posłanka ujęła: „Słychać wycie? Znakomicie!”. I to chyba tylko o to tutaj chodzi, bo to akurat się sprawdza. Obecność takich osób na listach to po prostu przejechanie prętem po klatce. Te postacie służą wyłącznie rozgłosowi konkretnej listy. Merytorycznego sensu to raczej nie przedstawia. Pytanie, czy to zwiększa poparcie? Moim zdaniem nie - przyznał dr hab. Bartłomiej Biskup


Do tego stanu rzeczy jednak doprowadzili sami politycy. Wystarczy zauważyć, że gdybyśmy mieli z całą powagą traktować to, co wygadują w tej kampanii politycy od lewa do prawa, mielibyśmy w Polsce wojnę domową, a wszyscy bylibyśmy "ruskimi agentami", wszak ten epitet był chyba najczęściej powielany. 


- Nawet sensowne propozycje, nie są główną treścią kampanii. Dzisiaj punktem ciężkości są „stand up-y”, jak ja to nazywam. Chodzi o to, kto zrobi więcej filmików i kto wykaże się lepszym oraz bardziej cynicznym poczuciem humoru rodem z kabaretów - dodaje Biskup. 


Na szczęście to "tylko" słowa i 15 października każdy może wyrazić swoją opinię za pomocą głosu, do czego zachęcam. 




Brak komentarzy:

INSTAGRAM FEED

@soratemplates