Wszyscy chcą się bić po ryjach

Od zarania dziejów ludzi rajcuje oglądanie, jak inni biją się po mordach. Freakowe federacje rosną w siłę: Fame MMA, High League Malika Montany, MMA-VIP Marcina Najmana czy Free Fight Federation nie mogą narzekać na brak zainteresowania. Kiedyś ludzie oglądali gladiatorów, dziś czekają na walkę Marty Linkiewicz, Zusje czy Don Kasjo. Ot, znak naszych czasów. 


Ostatnia, 11. gala Fame MMA okazała się być absolutnym hitem. Na obiekcie gliwickiej Areny zasiadło 12 tysięcy widzów. Ponadto organizatorzy chwalą się ogromną liczbą sprzedanych licencji PPV. Głośno zrobiło się także o wydarzeniu organizowanym przez Marcina Najmana. Przy czym od razu zaznaczę, że nie stawiam tu znaku równości między Fame MMA a MMA-VIP, poruszamy się jedynie w uniwersum walk freakowych. Na MMA-VIP doszło do dwóch walk między kobietą a mężczyzną. Armwrestlerka Ula Siekacz zmierzyła z Piotrem "Muaboy'em" Lisowskim, a Michał "Polski Ken" Przybyłowicz zawalczył z Wiktorią Domżalską, która jest dość anonimową postacią w środowisku. Co zrozumiałe, to spotkało się z ogromną kontrowersją. O gali Marcina Najmana pisał cały świat. Hiszpański dziennik "As" nie pozostawił suchej nitki na wydarzeniu. - Globalny wstyd. Surrealistyczna walka MMA między kobietą i mężczyzną - stwierdzili dziennikarze. 


Wiele osób zastanawia fenomen tego typu przedsięwzięć. I mnie również, aż do pewnego momentu. No bo, czy w przeszłości nie było czegoś podobnego? Rzymianie uwielbiali walki gladiatorów. Wielu bogatych Rzymian miało swoich gladiatorów i płaciło fortuny za ich szkolenie (dalej Wam nie przypomina to czegoś?). Co ciekawe, na arenach zmagań nie brakowało także walk gladiatorek. Były one rzadszym zjawiskiem, ale wśród wśród zdegenerowanej publiki rzymskiej cieszyły się one jednak dużą popularnością. Czyli to nie pierwszy raz, kiedy ze społeczeństwem jest coś nie tak. Jest to jakieś pocieszenie. 


Rzymianie kochali wybitnych gladiatorów. Najsilniejszy, zdobywający najliczniejsze zwycięstwa, mogli się poszczycić się uznaniem w całym Imperium. Publiusz Ostorius z Pompejów - to on uchodzi za rekordzistę walk gladiatorskich. Historyczne źródła podają, że stoczył on na arenie aż 51 pojedynków. Taki Amadeusz Ferrari tamtych czasów.  Warto pamiętać, że pewnym mitem jest to, że gladiatorzy toczyli walki na śmierć i życie. To po prostu się nie opłacało, z racji dużych kosztów wyszkolenia gladiatorów. Jak podają historycy, "tylko" 10 procent walk kończyło się śmiercią któregoś z wojowników. 


I znów się przenosimy o ponad 2000 lat. Gala PunchDown 5, walki na "policzkowanie". Jeden z uczestników piątkowej gali, Artur "Waluś" Walczak uległ dramatycznemu wypadkowi i aktualnie walczy o życie po tym jak otrzymał cios od swego rywala. Były strongman pozostaje wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej i wciąż jest w stanie krytycznym. Starożytny Rzym u nas, w Polsce. W końcu. 


No dobra, ironizuję. Nie ma się też z czego śmiać. Niemniej, sam łapię się na tym, że obejrzę Fame MMA. Zobaczę, co się dzieje, trzymam kciuki za Filipka. Szkoda tylko, że to poszło w taką stronę, że wyparło to w pewnym sensie prawdziwe sporty walki (a jeśli nie wyparło, to odciągnęło uwagę). Szkoda, że amatorscy bokserzy czy uprawiający inne sztuki walki często rezygnują z tego, przez brak pieniędzy. A we freakowych organizacjach tych nie brakuje. Znacznie bardziej opłaca się więc zostać sławnym, a dopiero później zacząć walczyć. 




Brak komentarzy:

INSTAGRAM FEED

@soratemplates