Jesień, pieprzona jesień. Ledwo zdążyliśmy pożegnać lato, podczas którego wydawać się mogło, że wróciliśmy do normalności po wiosennej gehennie związanej pandemią. Można było wyjść na basen, do baru ze znajomymi. Słowem - korzystać z życia garściami, w granicach pewnych obostrzeń, na które przestaliśmy zwracać uwagę. Radość ta jednak nie trwała długo, co widać obecnie.
Ministerstwo Zdrowia ogłosiło, że od 10 października cała Polska będzie żółtą strefą - z wyłączeniem powiatów należących do strefy czerwonej. MZ poinformowało dziś także, o 5300 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem w Polsce. Zmarły kolejne 53 osoby. Liczba zdiagnozowanych przypadków w naszym kraju wzrosła tym samym do 121 638, a zgonów do 2972.
Praktycznie codziennie słyszymy "nowy rekord zakażeń", jakby to miał być jakiś maraton. Tymczasem Polacy znaleźli już głównego winowajcę wszelakiego zła. Są nim – a jakże – maseczki, które od 10 października trzeba nosić zarówno na świeżym powietrzu, w miejscach ogólnodostępnych (oprócz lasów, parków, plaż, zieleńców i ogrodów botanicznych), jak i wewnątrz pomieszczeń (w sklepach, galeriach, kościołach itp.).
Cała debata o maseczkach jest już żenująco słaba. Każdy jest teraz lekarzem, tylko jedni mówią, że wzrost zakażeń jest spowodowany "maseczkosceptyzmem", drudzy zaś dalej przekonują, iż mamy do czynienia z wielkim spiskiem i sam Bill Gates każe nosić im te maseczki.
No więc tak... Wszyscy, którzy w moim otoczeniu przeszli koronawirusa to nie są ludzie, którzy byli nastawieni anty maseczkom, wręcz przeciwnie. Z drugiej strony, nawet jak Bill Gates każe nosić te maski, będę je nosić. Mógłbym być buntownikiem, mówić, że jest to bezprawne, nie przyjmować mandatów za brak maseczki, ba - pewnie i bym nawet wygrał sprawę w sądzie. Ale do cholery, jeśli to nawet w jakimś ułamku procenta ma pomóc, to czemu nie? Przypominam, w żadnej ustawie nie ma zapisanego punktu o myciu rąk po wyjściu z toalety. A chyba wszyscy myjemy rączki, prawda?
Znów nasze społeczeństwo radykalnie się dzieli, znów dochodzi do kolejnych konfliktów oraz znów szukamy problemów od dupy (w tym przypadku maseczki) strony. Na oddziałach nie ma miejsc, brakuje rezerw jeśli chodzi o łóżka dla chorych wymagających hospitalizacji. Szpitale siłą rzeczy są przekształcane na zakaźne. A co z innymi chorobami, które nie wyparowały? Nasz system ledwo zipie, ale to tym nie warto rozmawiać - my wciąż dyskutujemy o maseczkach.
Zdrowia dla wszystkich i mniej emocjonowania się polityką. Jak mówi łacińska sentencja "Cum recte vivis, ne cures verba malorum" – skoro uczciwie żyjesz, nie dbaj o słowa złych ludzi. Jeszcze będzie normalnie, ale o to musimy my zadbać sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz