Temat tegorocznych matur przeszedł zupełnie bez echa. A szkoda. W końcu, jak to określił Jan Zamoyski: "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie".
Tegoroczne matury bardzo długo stały pod znakiem zapytania. Gdy 12 marca maturzyści przestali chodzić do szkół z powodu zagrożenia koronawirusem, po pierwsze wydawało się, że przerwa w normalnych lekcjach będzie krótka, po drugie, że majowe egzaminy nie są zagrożone. Tak jednak, jak wszyscy wiemy, nie było. Rząd narzucał kolejne obostrzenia, zamykał parki, lasy, a w tym wszystkim przyszłość matur była jedną, wielką niewiadomą. W kwietniu minister edukacji zapewnił, że nie zamierza matur odwoływać. O nowym terminie zdający mieli dowiedzieć się nie później niż trzy tygodnie przed wyznaczoną datą. Ostatecznie matury rozpoczęły się 8 czerwca - ponad miesiąc później niż początkowo planowano i niemal trzy od rozpoczęcia spowodowanej koronawirusem izolacji.
Tegoroczną maturę zdało 74 proc. zdających. Z języka polskiego uczniowie uzyskali średnio 52 proc. punktów (oblało go 8 proc.) z matematyki - 52 (oblało 21 proc.), z najpopularniejszego języka obcego, czyli angielskiego - 71 proc. punktów (oblało 8 proc.). Dla porównania, w zeszłym roku egzamin dojrzałości oblało 18,5 procenta zdających. Podobnie złe wyniki miały miejsce ostatnio ... w 2005 roku.
Największą zmorą maturzystów jak co roku okazała się matematyka. Zdający polegli, choć mogli korzystać z kalkulatorów i tablic z wzorami. - Osiągnięcie tych 30 procent punktów naprawdę nie powinno przerastać absolwentów. Mogli je zdobyć na zadaniach, które nie wykraczają poza pierwszą klasę szkoły ponadpodstawowej - zastrzega w rozmowie z TVN 24 dyrektor CKE, Marcin Smolik.
Wielu maturzystów twierdzi jednak że gdyby nie pandemia, ich wynik byłby lepszy. - Może być tak, że pandemia na część uczniów zadziałała demotywująco, rozproszyła ich - przyznaje Smolik. - Nie oszukujmy się, często w przygotowaniu do matury te ostatnie dwa miesiące po studniówce, są kluczowe. To wtedy maturzyści rzeczywiście siadają do intensywnej pracy. Robią zadania, powtarzają materiał. Zwłaszcza z tych przedmiotów, które nie są dla nich kluczowe przy rekrutacji na studia. Jeśli ktoś zdaje biologię i chemię, to zwykle powtórki zaczyna wcześniej, bo to ogrom materiału. Ale matematyka czy polski, które są przedmiotami obowiązkowymi, często są odkładane właśnie na te ostatnie tygodnie. Nie da się wykluczyć, że na niektóre wyniki wpływ miały pandemia i ubiegłoroczny strajk. Ale jeśli ktoś nie przeczytał "Wesela" i nie potrafił rozwiązać prostego równania, choć takie zadanie na maturze jest co roku, to trudno się tłumaczyć tylko koronawirusem i strajkiem - dodaje.
Do końca kwietnia uczniowie uczyli się zdalnie. Duża część tej nauki przypadła na czas największych obostrzeń - z zamknięciem lokali gastronomicznych i zakazem wchodzenia do parków włącznie. Zero szans na spotkania "na mieście" i wspólne powtarzanie materiału. Ich młodsi koledzy i koleżanki w pewnym momencie nie mogli nawet sami wychodzić z domów, jeśli byli niepełnoletni. Sytuacja była napięta. A psycholodzy i pedagodzy donosili, że młodzież bardzo źle znosi izolację i niepewność co do przyszłości.
Koronawirus w Polsce wciąż jednak nie odpuszcza. Spora część uczniów i rodziców obawia się, jak będzie wyglądał powrót do szkół we wrześniu. Według ministra edukacji, Dariusza Piontkowskiego szkoły nie powinny mieć problemu ze zorganizowaniem nauki - Warto doprowadzić do tego, żeby sklasy rozpoczynały zajęcia z przesunięciem na przykład o godzinę tak, aby w szatniach naraz nie były wszystkie klasy, co zmniejszy zagrożenie.
Trzeba przyznać wprost, jest to wróżenie z fusów. Nie można jednak wszystkiego zrzucać na pandemię. Według danych Biblioteki Narodowej w 2019 roku w Polsce odnotowano "trwałe zatrzymanie spadku czytelnictwa, a nawet niewielki wzrost deklaracji czytelniczych". Czy jednak rzeczywiście jest się z czego cieszyć? Nie do końca. W 2019 roku zaledwie 39 proc. respondentów zadeklarowało, że przeczytało przynajmniej jedną książkę w ciągu roku, co stanowiło w porównaniu z rokiem wcześniejszym wzrost o zaledwie 2 proc. Ile osób mogło pochwalić się zaś przeczytaniem więcej niż siedmiu pozycji? W 2019 i 2018 roku było to zaledwie po 9 proc. ankietowanych. Przez lata kolejne rządy, kolejni ministrowie edukacji nie zrobili za wiele, aby wypracować system, który zachęci uczniów do samodzielnego myślenia. A niestety, w czasie pandemii to zbiera żniwo, czego dowodem są wyniki tegorocznych matur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz