"Światem zaczęła rządzić jesień. Topi go w żółci i czerwieni. A ja tak pragnę, czemu nie wiem, uciec pociągiem od jesieni. Uciec pociągiem od przyjaciół. Wrogów, rachunków, telefonów. Nie trzeba długo się namyślać – wystarczy tylko wybiec z domu".
Archetyp podróżnika, wędrowca, tułacza stworzył Homer, którym w jego poemacie był Odyseusz. Jego dziesięcioletnia podróż stała się w kulturze europejskiej synonimem upartej, niebezpiecznej wędrówki. Dziś to ładnie przystało się nazywać migracją. Każdy może "wsiąść do pociągu byle jakiego". I pojechać siną w dal – w znane lub nieznane. Na chwilę, na trochę dłużej, a może już na stałe.
W okresie powojennym, aż do końca XX wieku Polacy przeprowadzali się głównie ze wsi do miast.
Rozwijające się ośrodki miejskie oferowały zatrudnienie w przemyśle i usługach, które przynosiło większe dochody niż praca w rolnictwie. W roku 2000 trend migracji ze wsi do miast się zmienił:
zanotowano pierwszy raz dodatnie saldo migracji wewnętrznych na terenach wiejskich (czyli tym samym w przypadku miast saldo było ujemne).
W 2016 roku 31,3% stanowiły migracje z miast na wieś z kolei 28,2% migracje z miast do miast. Migracje ze wsi do miast wyniosły 24,7%. Większość migrantów stanowią zwykle kobiety (53,3%);
zdecydowaną większość migrantów stanowi ludność w wieku produkcyjnym – łącznie 70,7%.
Temat ludzkiej wędrówki stał się więc tak pospolity, że tak naprawdę nie robi to na nikim większego wrażenia. Być może z wyjątkiem utożsamiania się z nim. Niedawno jednak miałem przyjemność uczestniczyć w warsztatach dotyczących zagadnienia, dlaczego młodzież wyjeżdża z Bielska-Białej, mojego miasta. Padały wszelakie odpowiedzi: począwszy od tego, iż nie ma w stolicy Podbeskidzia życia nocnego, po infrastrukturę aż do braku renomowanej uczelni.
I trudno się z tymi problemami nie zgodzić, choć może sedno sprawy tkwi gdzie indziej, a mianowicie w ludzkiej naturze? Wędrówka wszak od zawsze stanowiła nieodzowną część życia człowieka. Czy to cielesna, czy to duchowa, była i jest wyrazem poszukiwań. Wędrowanie nie łączyło się tylko i wyłącznie z celem, wędrówka uczyła, poszerzała ludzką świadomość, kształciła charakter człowieka. Mogła być wywołana nienasyceniem, chęcią poszukiwania czegoś lepszego, doskonalszego, mogła być też ucieczką lub jakąś misją – zwykle była związana z opuszczeniem dotychczas zajmowanego miejsca, z porzuceniem dotychczasowych dóbr, czy też, w przypadku wędrówki duchowej, zmiany dawnych przyzwyczajeń, dawnego sposobu myślenia i postrzegania rzeczywistości. Celem takiej wędrówki było coś lepszego, trudno osiągalnego, poszukiwanie jakiegoś sensu rzeczywistości.
Nie zawsze jednak artyści traktują wędrówkę jako afirmację czegoś dobrego. Charles Baudelaire w swoim dziele pt. "Podróż" przedstawia tułaczkę jako daremną ucieczkę od siebie samego i otaczającego świata. Przynosi ona rozczarowanie ponieważ, jak sam pisze. Świat mały, monotonny, nigdy się nie zmienia.
– Podróż jest jak gra, zawsze towarzyszy jej korzyść albo strata, i to zwykle z nieoczekiwanej strony
– pisał Leopold Staff. Z tym dylematem styka się wiele młodych osób, jak pokazują wcześniej przytoczone badania GUS-u – w wieku produkcyjnym. Przed tym dylematem stoję i ja. – Pomarańczowe Słońce, w dali gdzieś szumią fale Na drodze życia, wieczny wędrowcze swojego miejsca szukam wytrwale. Stopy zdarte do kości, stopy zdarte do krwi. Żadnego żalu, żadnej litości, bo muszę przed siebie iść – jak rapował Eldo.
Czasami dotychczasowe miejsce doskwiera, dusi. Przywołuje złe doświadczenia. Wzbudza bezsilność i aż chce się "wsiąść do pociągu byle jakiego". Niepewność tylko, która dotknęła także i samej Maryli Rodowicz w owym utworze. – Zegary staną niepotrzebne. Pogubię wszystkie kalendarze. W taką podróż chcę wyruszyć, nie wiem czy kiedyś się odważę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz