Minionego lata Michał Bojdys, były zawodnik Rekordu zasilił szeregi I-ligowego GKS-u Jastrzębie. O bielszczaninie zrobiło się głośno w piłkarskim środowisku po ostatnim weekendzie, za sprawą pięknej bramki zdobytej przeciwko Podbeskidziu. Podbeskidziu, które jeszcze rok temu zrezygnowało z jego usług. – Czasami warto podjąć ryzyko, zagrać nietuzinkowo – przyznaje rosły obrońca w rozmowie z naszym portalem.
Bartłomiej Malec: Chyba lubisz grać na Stadionie Miejskim w Bielsku-Białej. W 2016 roku zdobyłeś tu dwie bramki, w przeciągu dwóch minut, przeciwko bialskiej Stali. Z niecierpliwością czekałeś więc na mecz z Podbeskidziem?
Michał Bojdys: Zgadza się, bardzo lubię grać w Bielsku na Stadionie Miejskim. Nie przypominam sobie, żeby jakiś mecz zakończył się tam stratą punktów dla mojej drużyny. Na plus także mam statystykę strzelonych na nim bramek, także rzeczywiście bardzo lubię na nim grać, mam same dobre wspomnienia z nim związane.
Nie sposób nie zapytać się o bramkę zdobytą w miniony weekend. Znów wszystkie media i Twitter żyje twoim golem, tak jak to miało miejsce w barwach Rekordu, gdy popisałeś się piękną przewrotką przeciwko twojemu obecnemu klubowi. W szaleństwie jest metoda?
M.B.: Może nie w szaleństwie, ale czasami warto podjąć ryzyko, zagrać nietuzinkowo. Wiadomo, na mojej pozycji trzeba być odpowiedzialnym, jeden błąd może skutkować przegraniem meczu, dlatego wszystko należy robić z głową. W tej sytuacji w meczu z Podbeskidziem nie mogłem pozwolić sobie na stratę piłki, w przypadku straty musiałbym jak najszybciej przerwać akcję. Szczęście jednak się do mnie uśmiechnęło i skończyło się tak jak się skończyło.
A to, że Podbeskidzie niegdyś zrezygnowało z ciebie też miało jakiś wpływ na przedmeczową motywację?
M.B.: Może trochę. Miałem z tyłu głowy, że jeszcze rok temu byłem na testach i ze mnie zrezygnowano, także na pewno bardzo chciałem się pokazać, udowodnić, że popełniono błąd. Prawdę mówiąc, stresowałem się bardzo przed meczem, dlatego początek miałem bardzo chaotyczny. Jednak po tej bramce poczułem pewność siebie i zaczęło się wszystko dobrze układać.
Do GKS-u Jastrzębie trafiłeś latem br. Jak z perspektywy tych kilku miesięcy oceniasz ten ruch? Powodów do narzekań chyba nie masz, wszak niemal z miejsca stałeś się podstawowym zawodnikiem drużyny.
M.B.: Uważam ten ruch za najlepszy z możliwych. Na prawdę jestem bardzo szczęśliwy że trafiłem do I ligi to jeszcze do tak wspaniałej ekipy. Nie dość że piłkarsko, to także świetni ludzie poza boiskiem. A to, że stałem się podstawowym zawodnikiem niejako spowodowała fala kontuzji moich kolegów na pozycji stopera. Oczywiście staram się jak mogę, aby trener i drużyna była ze mnie zadowolona oraz żeby godnie zastąpić kontuzjowanych zawodników z tej pozycji. Mam nadzieję, że dobrymi występami uda mi się utrzymać podstawowy skład na jak najdłużej.
Śledzisz losy swojej byłej drużyny, Rekordu Bielsko-Biała? Na co stać w tym sezonie według ciebie "rekordzistów"?
M.B.: Oczywiście, że śledzę. Mam stały kontakt z chłopakami. Według mnie, tą drużynę już od dłuższego czasu stać na awans na poziom centralny. We wcześniejszych sezonach było o to ciężko ze względu na to, że w każdym z sezonów było paru bardzo mocnych kandydatów do tego awansu, lecz teraz myślę, że jest idealny moment. Liga jest wyrównana, nie ma w niej zespołu, który by się jakoś wyróżniał budżetem lub piłkarsko, więc mocno liczę na to, że to będzie ten sezon. Trzymam za chłopaków kciuki.
fot. bts.rekord.com.pl/Paweł Mruczek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz