Bartłomiej Malec: Minął ponad rok od wydania Twojej książki Roman Kostrzewski. Głos z ciemności. Jak oceniasz jej odbiór?
Mateusz Żyła: Cześć, Bartku. Cieszę się, że rozwijasz swoje zainteresowania dziennikarskie i dzięki temu możemy się spotkać na uczelni. Ty po zajęciach, ja przed konferencją... Nawiązując do Twojego pierwszego pytania, najwięcej szumu było po wydaniu Głosu z ciemności. To normalny mechanizm marketingowy. Po premierze odbyliśmy kilka spotkań autorskich, m.in. w Warszawie, Krakowie oraz dwukrotnie w Katowicach. Odbiór był bardzo dobry! Myślę, że książka spodobała się wielu ludziom, nie tylko fanom Kata.
Chyba jestem tego dobrym przykładem, nigdy nie byłem wgłębiony w twórczość Romana Kostrzewskiego, a mimo to, książka przypadła mi do gustu.
No właśnie… Zauważ, że to nie jest historia Kata. Oczywiście poruszam tam wiele wątków katowskich, ale przede wszystkim pragnąłem pokazać historię człowieka bardzo oryginalnego, nietuzinkowego. Myślę, że Głos z ciemności wstrząsnął kilkoma murami. Po przeczytaniu tejże książki, niejeden będzie ostrożniej operował słowem "satanista". Myślę, że religia w szkołach powinna zmierzyć się z tym tematem, ażeby uczniowie byli odporni na stereotypy. Wracając do pewnych niedomówień z zakresu historii Kata, o których sygnalizowali mi fani… Z pewnością powstanie kiedyś biografia tego zespołu, jak i – może za kilkanaście lat – druga część Głosu. Przecież piekło to złożone miejsce, ma kilka poziomów. Oczywiście jeśli Dante nie kłamał (uśmiech).
Książka Ci dała więcej satysfakcji czy profitów?
Część materialna nigdy nie była dla mnie motywacją. Tą stanowiło marzenie, że kiedyś dotknę wydrukowanych liter, które sam spisałem.
Chodzi mi o to, czy warto w Polsce wydawać książki, kiedy Polacy coraz mniej czytają.
A czy warto spełniać swoje marzenia? Zawsze warto.
Nie da się Ciebie znaleźć w mediach społecznościowych. Da się wypromować książkę bez nich?
Sądzę, że książka jeszcze lepiej by się sprzedała, gdybym miał Facebooka i inne tego typu wynalazki. Zauważ, że Roman również jakoś specjalnie nie reklamował Głosu z ciemności. Taki był cel? Być może.
"Nie potrafi subtelnie drążyć ciekawych tematów", "Przerywa Romanowi lub zmienia temat", "Brak improwizacji i zacięcia dziennikarskiego" - podzielasz niektóre z opinii krytyków?
Szanuję zdanie innych ludzi. Pychą byłoby powiedzenie, że ta książka jest genialna. Nie mam natomiast skłonności do samobiczowania się, więc przytoczę końcową część recenzji dziennikarza Łukasza Wiewióra z magazynu Teraz Rock: „(…) Krótko mówiąc: lektura barwna, intrygująca, zabawna, bardzo szczegółowa i wciągająca. Nie tylko dla metali”. Podobnych zdań przytoczyłbym kilka. Najważniejsze, że rzecz nie pozostawiła nikogo zainteresowanego obojętnym.
Rozmawiałeś z jakimś księdzem o Twojej książce?
Prowokujesz (uśmiech). Rozmawiałem, a nawet sprezentowałem ją ks. Pawłowi, który pracuje ze mną w szkole. To duchowny bardzo zaangażowany, oddany, skromny. Moi wychowankowie mają szczęście, że są uczestnikami lekcji religii z Pawłem. Dzięki takim księżom można znaleźć odrobinę spontaniczności i szaleństwa w Kościele. Boniecki, Tischner, papież Franciszek, ks. Paweł – to moja parafia.
Niewątpliwie w Twojej książce "dostaje" się katolikom, co paradoksalnie nie jest czymś złym. Uwagi o tym na przykład, że ludzie wierzący w ogóle nie czytają Pisma Świętego są bardzo trafne. Miałeś gdzieś z tyłu głowy chęć, aby ten tytuł otworzył dialog o kondycji współczesnego kościoła?
Kostrzewski zarzucił katolikom brak wiedzy, zdolności interpretacyjnych i niechęć do poszukiwań. Trudno się z tym nie zgodzić. Znaczna część ludzi wierzących nie wyłapie aluzji na głównej stronie mojego bloga, gdzie widnieje napis: „Lisy mają swoje nory, a ptaki przydrożne gniazda”. A przecież to parafraza fragmentu Nowego Testamentu. Nieprawdopodobne zdanie! Kilka słów, a jak trafnie oddają obraz społeczeństwa. Wszelakiego społeczeństwa, wszak mówimy o rzeczywistości, nie o utopii. Cieszyłbym się, gdyby Głos z ciemności zachęcił do autorefleksji.
To co jednak mnie dotknęło, jako osobę wierzącą to to, że katolik przedstawiany jest w Twojej książce jako osoba nie potrafiąca samodzielnie myśleć. Przytoczę tu słowa mojego mistrza - Stefana Kisielewskiego: „Skłonności religijne, jeśli nie są tylko skłonnościami nabytymi automatycznie przez uleganie społecznej tradycji obyczajowej, lecz wynikają z rzeczywistej potrzeby umysłu, są skłonnościami o wysokiej randze intelektualnej: dążenie do wyjścia dalej, poza fizykę, w kierunku metafizyki, jest dążeniem właściwym umysłom łaknącym wyższej syntezy zjawisk”.
Filozoficzne ujęcie tematu, bardzo ciekawy pogląd. Uważny czytelnik zauważy jednak, że Kostrzewski nie piętnuje katolików, którzy traktują swoją wiarę jako – cytuję - „sekretną gnozę”. Zresztą ten epitet często pojawiał się podczas naszych długich rozmów. Zdefiniuj siebie, zacznij dociekać, zburz poczucie komfortu. Do tego zachęca Roman w swoich wypowiedziach. Skoro przywołałeś Kisiela, to zabawmy się w cytaty. Nawiasem mówiąc, to nam zostało. Możemy już tylko cytować, pisał o tym Witkacy w Nienasyceniu. Ksiądz Boniecki w jednym z felietonów: „Życiodajne zmiany w Kościele z reguły dokonywały się dzięki ludziom, którzy ramy rozsadzali. Takim jak św. Franciszek i jego pierwsi towarzysze, bardziej przypominający hipisów niż czcigodnych zakonników. Nie wszystkim się podobali, wprost przeciwnie”. I tu się zgadzamy: ja, Kostrzewski, ks. Boniecki. Być może nastał czas, by niektórych biskupów przestała łaskotać apostrofa: „Jego Ekscelencjo”? Być może nastał czas na zerwanie z czerwonymi dywanami? Msze święte, choć nie bywam na nich często, mają szansę być duchowym przeżyciem pod warunkiem, że sztampowe kazania bądź smętne odczytywania nudnych listów zostaną zastąpione pieśnią, dialogiem, budową trwałych wspólnot. Takowe wspólnoty istnieją, o czym świadczą biografie Budzyńskiego, Malejonka czy też Litzy, ale na ten moment nie one są wizytówką katolicyzmu w naszym kraju. A szkoda.
Czujesz się lepiej w Polsce czy Skandynawii?
Moje doświadczenia są zbyt skromne, bym mógł odpowiedzieć na to pytanie. Chciałbym częściej bywać w Szwecji. Teraz nie jest to możliwe, mam w Polsce sporo obowiązków. Gram w piłkę, uczę w szkole, piszę doktorat… Jednak w wolnych chwilach z wielką radością lecę do Sztokholmu. Mam świadomość, że czeka tam na mnie piękna i inteligentna kobieta, która otwiera przede mną nowe światy. Uczę się Szwecji, obserwuję społeczeństwo, które czasami wydaje się aż nazbyt porządne. Podam przykład… Pewnego dnia wybrałem się z moją ukochaną do sklepu z alkoholem, by kupić wino do kolacji. Podchodzimy do kasy, dziewczyna z marszu pokazuje swój dowód, ale sprzedawca jest zainteresowany mną… Wyobraź sobie, że nie chciał nam sprzedać alkoholu, bo podejrzewał, że jestem niepełnoletni! Bardzo śmialiśmy się z tego komplementu…
Docelowo jakie masz plany? Polska czy Szwecja?
Wiesz, „jestem wolnym ptakiem świata”… Zobaczymy.
Polonistyka została zaniedbanym kierunkiem w ostatnich latach przez rządzących?
Ogólnie humanizm został zaniedbany. Lekcji historii, szczególnie w liceum, jest zbyt mało. Uczniom brakuje fundamentalnej wiedzy. Ponadto, Ministerstwo Edukacji powinno stworzyć taką podstawę programową, która skorelowałaby lekcje języka polskiego, historii, muzyki. Uczeń ma nikłe szanse zrozumieć coś w sytuacji, kiedy na języku polskim słyszy o Prusie, godzinę później na historii czyta o starożytnej Grecji, a w międzyczasie otrzymuje wiedzę na temat muzyki barokowej. Lekcje powinny ze sobą korespondować pod względem tematycznym i czasowym. Możemy przez cały rok „siedzieć” w epoce oświecenia i romantyzmu. Dlaczego nie? Na pewno nie będzie to nudne, jeśli sięgniemy po narzędzia analizy intertekstualnej.
Szkoła również przejęła poniekąd rolę wychowywania dzieci…
Zgodzę się. Szkoła powinna uczyć i wychowywać, ale rodzice chcieliby czasami przerzucić całą odpowiedzialność wychowawczą na nauczycieli, co nie jest do końca fair.
A Ty jesteś lepszym nauczycielem czy piłkarzem?
O to, jakim jestem nauczycielem, musisz zapytać uczniów. Mogę odpowiedzieć na pytanie, jakim jestem kopaczem. Wydaje mi się, że nie najgorszym.
W najbliższej przyszłości można się spodziewać kolejnej książki Mateusza Żyły?
W najbliższej może nie, ale w przyszłości… tak. Nie należę do leniuchów, więc pewnie coś się wydarzy.
Mateusz Żyła: Cześć, Bartku. Cieszę się, że rozwijasz swoje zainteresowania dziennikarskie i dzięki temu możemy się spotkać na uczelni. Ty po zajęciach, ja przed konferencją... Nawiązując do Twojego pierwszego pytania, najwięcej szumu było po wydaniu Głosu z ciemności. To normalny mechanizm marketingowy. Po premierze odbyliśmy kilka spotkań autorskich, m.in. w Warszawie, Krakowie oraz dwukrotnie w Katowicach. Odbiór był bardzo dobry! Myślę, że książka spodobała się wielu ludziom, nie tylko fanom Kata.
Chyba jestem tego dobrym przykładem, nigdy nie byłem wgłębiony w twórczość Romana Kostrzewskiego, a mimo to, książka przypadła mi do gustu.
No właśnie… Zauważ, że to nie jest historia Kata. Oczywiście poruszam tam wiele wątków katowskich, ale przede wszystkim pragnąłem pokazać historię człowieka bardzo oryginalnego, nietuzinkowego. Myślę, że Głos z ciemności wstrząsnął kilkoma murami. Po przeczytaniu tejże książki, niejeden będzie ostrożniej operował słowem "satanista". Myślę, że religia w szkołach powinna zmierzyć się z tym tematem, ażeby uczniowie byli odporni na stereotypy. Wracając do pewnych niedomówień z zakresu historii Kata, o których sygnalizowali mi fani… Z pewnością powstanie kiedyś biografia tego zespołu, jak i – może za kilkanaście lat – druga część Głosu. Przecież piekło to złożone miejsce, ma kilka poziomów. Oczywiście jeśli Dante nie kłamał (uśmiech).
Książka Ci dała więcej satysfakcji czy profitów?
Część materialna nigdy nie była dla mnie motywacją. Tą stanowiło marzenie, że kiedyś dotknę wydrukowanych liter, które sam spisałem.
Chodzi mi o to, czy warto w Polsce wydawać książki, kiedy Polacy coraz mniej czytają.
A czy warto spełniać swoje marzenia? Zawsze warto.
Nie da się Ciebie znaleźć w mediach społecznościowych. Da się wypromować książkę bez nich?
Sądzę, że książka jeszcze lepiej by się sprzedała, gdybym miał Facebooka i inne tego typu wynalazki. Zauważ, że Roman również jakoś specjalnie nie reklamował Głosu z ciemności. Taki był cel? Być może.
"Nie potrafi subtelnie drążyć ciekawych tematów", "Przerywa Romanowi lub zmienia temat", "Brak improwizacji i zacięcia dziennikarskiego" - podzielasz niektóre z opinii krytyków?
Szanuję zdanie innych ludzi. Pychą byłoby powiedzenie, że ta książka jest genialna. Nie mam natomiast skłonności do samobiczowania się, więc przytoczę końcową część recenzji dziennikarza Łukasza Wiewióra z magazynu Teraz Rock: „(…) Krótko mówiąc: lektura barwna, intrygująca, zabawna, bardzo szczegółowa i wciągająca. Nie tylko dla metali”. Podobnych zdań przytoczyłbym kilka. Najważniejsze, że rzecz nie pozostawiła nikogo zainteresowanego obojętnym.
Rozmawiałeś z jakimś księdzem o Twojej książce?
Prowokujesz (uśmiech). Rozmawiałem, a nawet sprezentowałem ją ks. Pawłowi, który pracuje ze mną w szkole. To duchowny bardzo zaangażowany, oddany, skromny. Moi wychowankowie mają szczęście, że są uczestnikami lekcji religii z Pawłem. Dzięki takim księżom można znaleźć odrobinę spontaniczności i szaleństwa w Kościele. Boniecki, Tischner, papież Franciszek, ks. Paweł – to moja parafia.
Niewątpliwie w Twojej książce "dostaje" się katolikom, co paradoksalnie nie jest czymś złym. Uwagi o tym na przykład, że ludzie wierzący w ogóle nie czytają Pisma Świętego są bardzo trafne. Miałeś gdzieś z tyłu głowy chęć, aby ten tytuł otworzył dialog o kondycji współczesnego kościoła?
Kostrzewski zarzucił katolikom brak wiedzy, zdolności interpretacyjnych i niechęć do poszukiwań. Trudno się z tym nie zgodzić. Znaczna część ludzi wierzących nie wyłapie aluzji na głównej stronie mojego bloga, gdzie widnieje napis: „Lisy mają swoje nory, a ptaki przydrożne gniazda”. A przecież to parafraza fragmentu Nowego Testamentu. Nieprawdopodobne zdanie! Kilka słów, a jak trafnie oddają obraz społeczeństwa. Wszelakiego społeczeństwa, wszak mówimy o rzeczywistości, nie o utopii. Cieszyłbym się, gdyby Głos z ciemności zachęcił do autorefleksji.
To co jednak mnie dotknęło, jako osobę wierzącą to to, że katolik przedstawiany jest w Twojej książce jako osoba nie potrafiąca samodzielnie myśleć. Przytoczę tu słowa mojego mistrza - Stefana Kisielewskiego: „Skłonności religijne, jeśli nie są tylko skłonnościami nabytymi automatycznie przez uleganie społecznej tradycji obyczajowej, lecz wynikają z rzeczywistej potrzeby umysłu, są skłonnościami o wysokiej randze intelektualnej: dążenie do wyjścia dalej, poza fizykę, w kierunku metafizyki, jest dążeniem właściwym umysłom łaknącym wyższej syntezy zjawisk”.
Filozoficzne ujęcie tematu, bardzo ciekawy pogląd. Uważny czytelnik zauważy jednak, że Kostrzewski nie piętnuje katolików, którzy traktują swoją wiarę jako – cytuję - „sekretną gnozę”. Zresztą ten epitet często pojawiał się podczas naszych długich rozmów. Zdefiniuj siebie, zacznij dociekać, zburz poczucie komfortu. Do tego zachęca Roman w swoich wypowiedziach. Skoro przywołałeś Kisiela, to zabawmy się w cytaty. Nawiasem mówiąc, to nam zostało. Możemy już tylko cytować, pisał o tym Witkacy w Nienasyceniu. Ksiądz Boniecki w jednym z felietonów: „Życiodajne zmiany w Kościele z reguły dokonywały się dzięki ludziom, którzy ramy rozsadzali. Takim jak św. Franciszek i jego pierwsi towarzysze, bardziej przypominający hipisów niż czcigodnych zakonników. Nie wszystkim się podobali, wprost przeciwnie”. I tu się zgadzamy: ja, Kostrzewski, ks. Boniecki. Być może nastał czas, by niektórych biskupów przestała łaskotać apostrofa: „Jego Ekscelencjo”? Być może nastał czas na zerwanie z czerwonymi dywanami? Msze święte, choć nie bywam na nich często, mają szansę być duchowym przeżyciem pod warunkiem, że sztampowe kazania bądź smętne odczytywania nudnych listów zostaną zastąpione pieśnią, dialogiem, budową trwałych wspólnot. Takowe wspólnoty istnieją, o czym świadczą biografie Budzyńskiego, Malejonka czy też Litzy, ale na ten moment nie one są wizytówką katolicyzmu w naszym kraju. A szkoda.
Czujesz się lepiej w Polsce czy Skandynawii?
Moje doświadczenia są zbyt skromne, bym mógł odpowiedzieć na to pytanie. Chciałbym częściej bywać w Szwecji. Teraz nie jest to możliwe, mam w Polsce sporo obowiązków. Gram w piłkę, uczę w szkole, piszę doktorat… Jednak w wolnych chwilach z wielką radością lecę do Sztokholmu. Mam świadomość, że czeka tam na mnie piękna i inteligentna kobieta, która otwiera przede mną nowe światy. Uczę się Szwecji, obserwuję społeczeństwo, które czasami wydaje się aż nazbyt porządne. Podam przykład… Pewnego dnia wybrałem się z moją ukochaną do sklepu z alkoholem, by kupić wino do kolacji. Podchodzimy do kasy, dziewczyna z marszu pokazuje swój dowód, ale sprzedawca jest zainteresowany mną… Wyobraź sobie, że nie chciał nam sprzedać alkoholu, bo podejrzewał, że jestem niepełnoletni! Bardzo śmialiśmy się z tego komplementu…
Docelowo jakie masz plany? Polska czy Szwecja?
Wiesz, „jestem wolnym ptakiem świata”… Zobaczymy.
Polonistyka została zaniedbanym kierunkiem w ostatnich latach przez rządzących?
Ogólnie humanizm został zaniedbany. Lekcji historii, szczególnie w liceum, jest zbyt mało. Uczniom brakuje fundamentalnej wiedzy. Ponadto, Ministerstwo Edukacji powinno stworzyć taką podstawę programową, która skorelowałaby lekcje języka polskiego, historii, muzyki. Uczeń ma nikłe szanse zrozumieć coś w sytuacji, kiedy na języku polskim słyszy o Prusie, godzinę później na historii czyta o starożytnej Grecji, a w międzyczasie otrzymuje wiedzę na temat muzyki barokowej. Lekcje powinny ze sobą korespondować pod względem tematycznym i czasowym. Możemy przez cały rok „siedzieć” w epoce oświecenia i romantyzmu. Dlaczego nie? Na pewno nie będzie to nudne, jeśli sięgniemy po narzędzia analizy intertekstualnej.
Szkoła również przejęła poniekąd rolę wychowywania dzieci…
Zgodzę się. Szkoła powinna uczyć i wychowywać, ale rodzice chcieliby czasami przerzucić całą odpowiedzialność wychowawczą na nauczycieli, co nie jest do końca fair.
A Ty jesteś lepszym nauczycielem czy piłkarzem?
O to, jakim jestem nauczycielem, musisz zapytać uczniów. Mogę odpowiedzieć na pytanie, jakim jestem kopaczem. Wydaje mi się, że nie najgorszym.
W najbliższej przyszłości można się spodziewać kolejnej książki Mateusza Żyły?
W najbliższej może nie, ale w przyszłości… tak. Nie należę do leniuchów, więc pewnie coś się wydarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz