Antoni Piechniczek: Gdyby "Lewy" miał w drużynie Kazika Deynę...

Bartłomiej Malec: Jak podoba się Panu obecna reprezentacja Polski?
Antoni Piechniczek: Bardzo mi się podoba! Zawsze jej kibicuje, nawet jak przeżywała gorsze momenty. Wszystko co osiągnąłem w życiu to dzięki piłce nożnej i też reprezentacji Polski. 


Kto byłbym liderem pańskiej drużyny, jeśli miałby trener do dyspozycji Zbigniewa Bońka i Roberta Lewandowskiego? 
Każdy odgrywałby swoją rolę (śmiech). Robert byłby królem pola karnego, a Boniek brylowałby w pomocy. 

My młodzi ludzie nie możemy tego zrozumieć, gdyż otacza nas ten szał Mundialu w wolnym świecie, jednak chciałbym się Pana spytać: jak wyglądały przygotowania do Mistrzostw Świata w czasie stanu wojennego?
Te przygotowania wbrew pozorom wyglądały bardzo starannie. Mieliśmy systematyczne zgrupowania. Byliśmy w styczniu 1982 roku na obozie w Wiśle, a w maju w Hiszpanii. Podczas tego czasu wygrywaliśmy kolejne mecze, odnosiliśmy sukcesy i to napawało nas optymizmem. Mieliśmy dobrego trenera, dobrych zawodników i byliśmy dobrze przygotowani. 

Czy podczas tego okresu sytuacja polityczna w Polsce "siedziała" trenerowi oraz zawodnikom w głowach? 
Nie byliśmy zaangażowani politycznie. Byliśmy skupieni na piłce nożnej oraz na tym, by dać Polakom w tym czasie dużą satysfakcję. Te siedem wspaniałych meczów, były najlepszym serialem, jaki Polacy mogli dostać podczas stanu wojennego. 

Był Pan niegdyś zawodnikiem Legii Warszawa. Ostatnio gracze tego klubu od własnych kibiców dostali przysłowiowo w "policzek" - czy taka sytuacja mieści się w głowie człowieka, który widział chyba wszystko w piłce nożnej? 
Jest to dla mnie duże zaskoczenie. Myślałem ostatnio nad tym. Nie przypuszczam, że w pokoleniu zawodników oraz kibiców, kiedy grałem w Legii taka sytuacja mogłaby mieć miejsce, a nawet jeśli to na pewno byśmy się przeciwstawili. Choćbyśmy mieli dostać "wpieprz", żeby nie powiedzieć gorzej, od kibiców - to z honorem. Nie pochwalam reakcji kibiców z Warszawy, ale "legioniści" również inaczej powinni się zachować w tej sytuacji. 

Piłka nożna kiedyś a dziś - jakie trener najbardziej dostrzega różnice? 
Podstawową różnicą jest to, że zawodnicy są wolni. Za moich czasów piłkarze byli przywiązani do jednego klubu i grali w nim przez kilka lub kilkanaście lat, dziś już czegoś takiego nie ma. Spora część zawodników nawet po wojsku zostawała w Legii, gdyż tam można było zrobić dużą karierę. Najlepszym przykładem są Kazimierz Deyna i Lucjan Brychczy. Druga rzecz, chyba najbardziej istotna - apanaże. Dawniej jak kończyło się karierę piłkarską zostawało się bez żadnych oszczędności. Wielu świetnych zawodników znajdywało się potem w trudnej sytuacji. Teraz piłkarze nawet nie pokroju Lewandowskiego, ale ci mniejszego kalibru są zabezpieczeni nawet do końca życia. Trzecia różnica to trening. Teraz trenuje się zawodników z większą filozofią piłkarską. Ta myśl szkoleniowa jest na dużo wyższym poziomie, ale... podkreślam ale. Wielu zawodników z dawnej epoki spokojnie poradziłoby sobie w obecnej kadrze. Dlatego jak mi ktoś teraz mówi, że jego reprezentacja jest lepsza od tej Kazimierza Górskiego mogę tylko wzruszyć ramionami. Gdyby "Lewy" miał w drużynie Kazika Deynę to na pewno strzeliłby co najmniej pięć bramek więcej. 

Jak wyglądały boiska w czasach Pana młodości? 
Oj to jest temat na osobna rozmowę. Na pewno inaczej trenuje się na Wembley, a inaczej na tzw. kartofliskach. Między tym co kiedyś, a dziś jest ogromna przepaść. Na pewno, gdyby takie orliki byłyby obok mojego domu, spędzałbym tam całe dnie. 

Wspomniał Pan wcześniej, że zazwyczaj niczego nie zazdrości Pan. Nawet tego jakie młodzież ma teraz właśnie warunki?
Trudno to sklasyfikować w kategorii zazdrości. Odpowiedzmy sobie tylko na pytanie, czy młodzież wykorzystuje te warunki? Zapewne wielu młodych zawodników marzy o takiej karierze jak Lewandowski, jednak często brakuje im woli walki i pewności siebie. 

A może to kwestia tego, że nie dostają szansy w pierwszej drużynie?
Bzdura! Jak ktoś pokazuje ambicje i talent to musi się przebić. Kiedy młody gracz dostaje te 15 minut w meczu, to musi gryźć trawę. Trzeba wyjść z gotowym planem, aby pokazać się kibicom i nawet jeśli trener nie zobaczy tego talentu to właśnie oni wymuszą na nim, aby tego młodego "kozaka" wystawiał w pierwszym składzie.


Jak wspomina Pan czasy w BKS-ie - pierwszym klubie, który Pan trenował. 
Z największym sentymentem. Nie byłbym tym kim jestem, gdyby nie bialska Stal. Wszędzie wokół mnie było grono wspaniałych ludzi oraz do dyspozycji miałem - wówczas - bardzo dobrych zawodników, jak np. Eugeniusz Kulik. Potem, po moim odejściu, dorastało pokolenie kolejnych świetnych zawodników. 

Bielsko-Biała również na Panu zrobiło tak dobre wrażenie? 
Nikt nie użył takiego komplementu, jak ja, w stosunku do Bielska, że jest to miasto "eldorado". Zawsze było to miasto przemysłu, włókiennictwa. Produkowano tu samochody, a nowe osiedla wyrastały jak grzyby po deszczu. Miałem przyjemność uczestniczyć w tym okresie rozkwitu Bielska, choć ludzie walili drzwiami i oknami, aby tu mieszkać. Jest to na pewno jedno z najlepszych miejsc do rozpoczęcia kariery, chyba się redaktor ze mną zgodzi? 

Jako rodowity bielszczanin nie mogę w tej kwestii z Panem polemizować (śmiech). A Wisła to dobre miejsce, aby na starość odpocząć po wspaniałej karierze piłkarsko-trenerskiej?  
Wisła jest perełką Beskidów, dlatego postanowiłem tu zamieszkać. Darzę też to miejsce sentymentem. Niegdyś większość sportowych drużyn przygotowywało się do większych imprez właśnie tu, tak jak moja reprezentacja przed Mistrzostwami Świata w 1982. 

Antoni Piechniczek był lepszym piłkarzem czy trenerem?
Myślę, że jako trener na pewno osiągnąłem więcej, aczkolwiek swojego potencjału piłkarskiego nie wykorzystałem w pełni. Czasami żałowałem, że po studiach nie zostałem w Legii tylko postawiłem na Ruch Chorzów, ale każdy medal ma dwie strony - gdybym został w Legii nie zostałbym pewnie trenerem reprezentacji.


Kalendarz Beskidzki [52]










Brak komentarzy:

INSTAGRAM FEED

@soratemplates