"Czarny Protest" - czyli manifestacja przeciwko projektowi ustawy dotyczącego zaostrzenia prawa aborcyjnego. Powtarzam, przeciwko PROJEKTOWI USTAWY. Zrozumiałbym wszystkich ludzi tam obecnych, ba sam bym się pojawił na tym proteście, gdyby PiS wprowadził taką ustawę. Najprawdopodobniej projekt zostanie zamrożony w komisjach, jednak uspokajam wszystkich obawiających się o prawa kobiet w Polsce - jestem pewien, że ani PiS, ani żadna inna partia nie tknie kompromisu dotyczącego prawa aborcyjnego z 1993 roku. Jarosław Kaczyński zostałby wtedy politycznym masochistą.
Chciałbym już przejść do poważniejszych kwestii niż protest przeciwko PROJEKTOWI USTAWY, ale muszę poświęcić jeszcze jeden akapit na ten temat. To co wcześniej napisałem to nie są jakieś rzeczy wyjęte z kosmosu - jest to jedynie analiza z poszanowaniem siły rozumu, bez żadnych emocji. Jednak ludźmi przez ich niewiedzę bardzo łatwo jest niestety manipulować. Cały "Czarny Protest" to jedna wielka mistyfikacja, komuś oczywiście na tym zależy, by szesnastolatki wychodziły na ulicę zamiast do szkoły i "broniły swoich macic". Nagle większość kobiet jest gwałcona, a dzieci rodzą się chore. No to spójrzmy na statystyki Ministerstwa Zdrowia z roku 2014:
Ze sprawozdania wynika, że w 2014 r. zarejestrowano 977 zabiegów przerwania ciąży. W przypadku 927 zabiegów decyzję o aborcji podejmowano na podstawie wyniku badania prenatalnego, wskazującego na duże prawdopodobieństwo ciężkiego nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. W związku z zagrożeniem życia lub zdrowia kobiety wykonano 48 aborcji. Odnotowano także 2 przypadki przerwania ciąży będącej wynikiem czynu zabronionego.
Nasze spieranie się czy aborcja powinna być legalna, czy nie jest jakże na rękę władzy. 23 września przekazano "po cichu" 8 milionów złotych na Fundusz Kościelny. 27 września rząd negocjował bardzo groźną umowę CETA, przeciwko której tak (słusznie) protestują niemieccy obywatele. Nawet oni, choć nieraz mówi się o tym jak ich media są zdegenerowane wiedzą jakie konsekwencje niesie za sobą ta umowa. Przeciętny Kowalski nie wie o tym nic lub bardzo niewiele - nie ma co się dziwić jak wszystkie mainstreamowe źródła informacji dziwnym trafem milczą w tej sprawie. Nie chciałbym aby z CETA było tak jak z Traktatem Lizbońskim, gdzie na wskutek niewiedzy i społeczeństwa, a przede wszystkim rządzących wprowadziliśmy do kraju "konia trojańskiego".
Czym jest CETA? Ładnie to brzmi - umowa o wolnym handlu z Kanadą. Ma ona doprowadzić do zniesienia 99,9 ceł pomiędzy Kanadą i UE. Szacuję się w niej, że cała UE zyska na niej 11 mld euro, a Kanada 8 mld euro, głównie przez pobudzenie wzrostu gospodarczego i stworzenia nowych miejsc pracy. Jednak jak komentuje Leokadia Oręziak, ekonomistka z SGH - "Ta umowa da korzyści przede wszystkim wielkim korporacjom, a w Polsce cała gospodarka ucierpi z jej powodu". Nie tylko gospodarka, a także zwykli ludzie ucierpią, gdyż żywność z Kanady lub z USA nie spełnia wielu unijnych norm np. powszechne jest w Kanadzie chlorowanie mięsa. Skandaliczny jest też zapis o możliwości skarżenia państwa przez korporacje. PiS będzie bardziej dbać o interes wielkich firm niż własnych obywateli. Ostateczna decyzja co do umowy CETA zapadnie 18 października, ale nie sądzę, by polski rząd ugiął się przed korporacjami zza oceanu - no bo jak nie ma sprzeciwu społeczeństwa...
Oczywiście nikomu nie odbieram prawa do protestowania, wręcz przeciwnie należy głośno wyrażać swoje zdanie i poglądy, ale nie jeśli dotyczą one zupełnie odrealnionych problemów. Aborcja to świetny temat, by rzucić go ludziom, a oni się zjedzą nawzajem- nie dajmy się! Może zamiast tego pogadajmy o gospodarce, albo uważniej patrzmy na ręce władzy? Tematem aborcji nie zmienimy Polski na lepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz