Zostałem porwany. Związali mi ręce.
Bili, kopali. Ran i blizn coraz więcej.
Kawałki skóry wycinali ostrym nożem.
Śmiali się: "Nawet Twój Bóg Ci nie pomoże."
Znajdowałem się w jakimś obrzydliwym bunkrze.
Mój krzyk szeroko się roznosił: "Ludzie pomóżcie!"
Pluli mi w twarz, łamali kości- oprócz rąk.
Nie wiedzieli, że to był ich wielki błąd.
Czułem że to koniec. Wokół krwi cała rzeka.
Tak leżąc myślałem, że śmierć mnie czeka.
Za okna ledwo co ujrzałem księżyca blask.
Zostałem sam. Dzięki Bogu! Wróciłem do łask.
Mam sprawne ręce. Rozwiązałem sznur.
Następnie wyplułem knebel z ust.
Wstałem. Z jakże wielkim trudem.
Niełatwo wygrać z takim bólem
Porywacze gdzieś wyszli. Moje szczęście.
Zostawili karabin tam gdzie wejście.
Wsadziłem kule. Zemsty nadszedł czas.
Ci bandyci poszli na chwilę tylko spać.
Teraz ja ! Ten słabszy. Nad nimi stoję.
Związałem ich. Celuje w ich skronie.
Zaraz. "Nie czyń bliźniemu co tobie nie miłe".
Więc wyszedłem. Wszędzie lasy. A ich zostawiłem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz